30 grudnia 2011

Świąteczna atmosfera – jest, a może jej nie ma?

Dzisiaj powinnam napisać była, czy może jej nie było:D

Po pierwsze pamiętam jak ksiądz w kościele zawsze powtarzał, że nie możemy używać tego jakże osławionego zdania: „ Swięta, święta i po świętach”. Jednak ja się cieszę, że wszystko wróciło do normalności, no bo w końcu ileż można:
  1. słuchać świątecznych piosenek na 101 FM – stacji, która w okolicach świąt puszcza tylko świąteczne hity 24h na dobę,
  2. oglądać stada jeżdżących reniferów:D
  3. brać udział w konkurencji pt.”Kogo dom można bezproblemowo dostrzec w kosmosie”:D Ilość różnokolorowych lampek na tutejszych domach i drzewach jest porażająca,
  4. zastanawiać się jak można wykupić większą połowę sklepu zabawkowego:D

Po drugie dla mnie Święta Bożego Narodzenia trwają 3 dni. Począwszy od Wigilii, kiedy to dzielimy się opłatkiem, jemy świąteczną kolację i rozpakowujemy prezenty, kończąc na 26 grudnia, kiedy człowiek jest tak najedzony, że nie może się ruszać:D
A tutaj? 24 grudnia nie działo się nic, poza tym, że po południu pojechałam z koleżankami do Longwood Gardens, a wieczorem razem ze swoją host rodziną wybrałam się do kościoła. Ranem 25 grudnia (tzw.Boxing Day) nadszedł czas na rozpakowanie prezentów. Punkt 7:30 słyszęs swoją rozwrzeszczaną dwójkę: Iwoooonaaaa, wake up!!!! Santa was here!!!!! Aaaaaaaa!! No i po spaniu:D Pobiegłam na górę i mnie zatkało:D Bo całego salonu zawalonego prezentami jeszcze nie widziałam, a potem się zaczęło. Odpakowywanie, wrzaski zachwytu – wszystko trwało ok. 2h. Dalej nie wiem, jaki jest sens w dawaniu każdemu dziecku po ok.20 prezentów, które po dziś dzień leżą nieodpakowane. Dla mnie to jest niepoważne.
Co było potem? Potem było szaleństwo pt. „Świąteczny obiad dla 14 osób” i zastanawianie się, czy go nie przesunąć z 2:30 na 4:30. W rzeczywistości obiad zaczął się o 5 i jeżeli chodzi o mnie niczym nie różnił się od obiadu, który jadłam w Święto Dziękczynienia.
Co było na stole:
- indyk (taka ciekawostka: 1 funt piecze się 20min, nasz indyk ważył 17 funtów, czyli 17*20=340min=  wychodzi trochę ponad 5h) – ok.
- słodkie ziemniaki – bleee
- puree ziemniaczane – bleee
- marchewki – ok
- dresing nr 1 – bleee
- dresing nr 2 – bleee
- sos żurawinowy – za słodki
- sos nr 2 – bleee
- szynka – ok.
i na koniec własnoręcznie ugotowany barszcz, co prawda uszka były ze sklepu, ale i tak mniiiam:D
a na deser:
- ciasto z dyni – za słodkie
- ciasto orzechowe – za słodkie
- ciasto cytrynowe – ok.
Jakie wrażenia po obiedzie? Szału nie było:D a jakie mam zdanie o Świętach?
Według mnie Święta w USA to jedna wielka komercja. Wydaje mi się, że dla nich liczy się tylko to, kto da większy prezent, który dom jest bardziej ozdobiony i kto ma lepszy sweterek:D Jednym słowem cieszę się, że święta minęły.
A czy była atmosfera?
NIE
 




 Moja pierwsza skarpeta:D











Brak komentarzy: